Jeden z czytelników Bloga zapytał mnie ostatnio z jakiej ochrony korzysta przedsiębiorca w przypadku stosowania w stosunku do niego nieuczciwych praktyk rynkowych. Oczywiście nie jest to ochrona równorzędna z poziomem ochrony zagwarantowanym konsumentom, jednak nie jest też tak, że przedsiębiorca jest całkowicie bezbronny. Tym wpisem chciałbym pochylić się nad zagadnieniami związanymi z wprowadzaniem przedsiębiorców w błąd przez innych przedsiębiorców.
Ostatnio wzmogły się doniesienia medialne na temat nieuczciwych działań przedsiębiorców, które adresowane są wyłącznie do innych profesjonalnych uczestników obrotu. Model operacyjny prawie zawsze jest zbliżony. Przedsiębiorca otrzymuje (głównie telefonicznie lub mailowo) ofertę świadczenia usługi (częściej) lub dostawy towaru (rzadziej) po czym nieostrożnie akceptuje ogólne warunki umowy (często w postaci nieczytelnego i obszernego regulaminu). Następuje doręczenie faktury, a w przypadku braku zapłaty podejmowane są działania windykacyjne lub inne czynności zmierzające do wywarcia presji na przedsiębiorcę (np. umieszczanie jego danych jako dłużnika na różnych portalach internetowych, co przyczynia się do niefortunnych wyników wyszukiwania i tworzy przekonanie o nierzetelności).
Nieuczciwe praktyki rynkowe a czyn nieuczciwej konkurencji
Przedsiębiorcy nie korzystają z ochrony związanej z nieuczciwymi praktykami rynkowymi, o których mowa w ustawie z dnia 23 sierpnia 2007 r. o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym. Działania przedsiębiorców sprzeczne z prawem lub dobrymi obyczajami, które zagrażają lub naruszają interes innych przedsiębiorców to czyny nieuczciwej konkurencji, które uregulowane zostały ustawą z dnia 16 kwietnia 1993 r. o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji.
Ustawa ta przewiduje generalną definicje czynu nieuczciwej konkurencji (art. 3) oraz szereg bardziej precyzyjnych uregulowań dotyczących już konkretnych naruszeń. Są to m.in wprowadzające w błąd oznaczanie przedsiębiorcy, towarów, usług, bezprawna reklama czy też naruszenie tajemnicy przedsiębiorstwa. Czynem nieuczciwej konkurencji jest również rozpowszechnianie nieprawdziwych lub wprowadzających w błąd informacji o innym przedsiębiorcy.
Przeciętny przedsiębiorca spotyka się z czynami nieuczciwej konkurencji niemal bez przerwy, jednak zastosowanie w praktyce przepisów ww. ustawy jest sporadyczne. Jej nieatrakcyjność wynika ze specyfiki uregulowanych tam uprawnień. Wielokrotnie spotykam się ze zbulwersowanymi przedsiębiorcami, którzy skłonni są zawiadomić „kogoś”, że ich konkurent lub inny przedsiębiorca działa nielegalnie lub sprzecznie z dobrymi obyczajami. Naturalnym adresatem tego typu pism wydaje się laikowi Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Problem w tym, że ochrona konkurencji nie jest realizowana na zasadach podobnych do ochrony konsumentów i przedsiębiorcy nie mogą liczyć na wsparcie Prezesa UOKIK w postępowaniu „o naruszenie zbiorowych interesów przedsiębiorców”.
Jeśli na ulicy, na której funkcjonuje dziesięciu fryzjerów pojawi się jedenasty, który niezgodnie z rzeczywistością wywiesi szyld „U mnie wypłaty wyższe o 50% od mojej konkurencji, zapraszam do współpracy” to każdy z fryzjerów będzie miał indywidualne uprawnienie do skorzystania z ochrony przewidzianej ustawą o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Nie będzie natomiast żadnej szansy, by Prezes UOKIK wszczął postępowanie, na skutek zawiadomienia skierowanego przez grupę fryzjerów lub jednego z nich. Prezes UOKIK może zająć się takim zawiadomieniem, gdy czyn nieuczciwej konkurencji narusza jednocześnie zbiorowe interesy konsumentów, co w praktyce może mieć miejsce. Nie zmienia to fakt, że postępowanie będzie zmierzało do zapewnienia ochrony konsumentom, a nie przedsiębiorcom.
Czasami spotykam się z zawiadomieniami tego rodzaju, które przygotowywane są nawet przez kancelaria prawne i zastanawiam się czy zleceniodawcy mają wówczas świadomość ich miernej efektywności. Bywa, że są to pisma zawierająca kilka stron uzasadnienia prawnego, a odpowiedzią na nie jest syntetyczne odesłanie zawiadamiającego do roszczeń indywidualnych przewidzianych na gruncie ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji.
Ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji jest efektywna w sferze roszczeń o charakterze indywidualnym. Kierowanie takich roszczeń jest możliwe, ale wymaga nakładu pracy po stronie poszkodowanego przedsiębiorcy. Praca ta wymaga kosztów, a jej nieprawidłowe wykonanie rodzi ryzyko po stronie poszkodowanego przedsiębiorcy – ryzyko przegrania sporu cywilnego. Postępowania cywilne w sprawach o czyny nieuczciwej konkurencji są różnorodne i bywają bardzo złożone. Problemem jest również wyobrażenie o ich rezultacie, które często sprowadza się do możliwości „ugrania” w takim postępowaniu jakiejś korzyści, przykładowo w postaci kary nałożonej na naruszyciela. Rzetelne analiza strategii takiego postępowania, jego kosztów i możliwych rezultatów, dokonana przez doświadczonego prawnika, często studzi pierwotny zapał związany ze wzburzeniem na skutek naruszenia.
Ustawą o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji przedsiębiorca ma zagwarantowany pewien poziom ochrony. Problem polega na tym, że musi z tej ochrony korzystać na własny koszt i ryzyko.
Idziemy na policję
Może oczywiście dojść do sytuacji, w której interes przedsiębiorcy jest zagrożony takim działaniem, które jednocześnie realizuje przesłanki czynu zabronionego (przestępstwa lub wykroczenia). W takiej sytuacji wsparciem dla przedsiębiorcy będą organy ścigania. Problem w tym, że mają one dużo pracy z mniej kontrowersyjnymi przypadkami przestępstw, co często przekłada się na ich marne zaangażowanie. Organy te przyzwyczaiły się również do tego, że przedsiębiorca często próbuje je wykorzystać, by zebrały za niego pewne informacje lub też ułatwiły dochodzenie roszczenia. Chyba każdy prokurator napisał przynajmniej raz w życiu postanowienie o odmowie wszczęcia dochodzenia w sprawie, która ewidentnie nadawała się na drogę postępowania cywilnego.
Trudności związane z różnorodnymi próbami uzyskania od innych przedsiębiorców świadczeń za pomocą wprowadzenia w błąd są takie, że działania te często są kontrowersyjne pod kątem prostego ich zakwalifikowania jako przestępstwo. W rzeczywistości okazuje się, że przedsiębiorca otrzymał informację o cenie usługi (tylko nie przeczytał), zaakceptował regulamin, a nawet „z rozpędu” zapłacił za fakturę, by później zorientować się, że zarejestrował się na stronie internetowej, która to rejestracja w jego świadomości była obowiązkowa. Brak staranności, brak konsultacji, wreszcie brak ograniczonego zaufania do innych uczestników rynku powoduje, że przedsiębiorca gubi się nawet w stosunkowo jasnych okolicznościach. Początki tego typu „biznesów” pozwalały prawdopodobnie zarobić nawet bez wprowadzania w błąd – wyłącznie w oparciu o niską kwotę roszenia oraz nieuwagę przedsiębiorców uboższych o wiedzę, którą dostarczają obecnie media.
Obecnie widoczny jest trend bardziej agresywnego działania, co pewnie przekładać się zwiększenie zasadności kierowania zawiadomień o popełnieniu przestępstwa.
A może tak prawo cywilne
Czytam często w komentarzach pod doniesieniami medialnymi o „niewydolności państwa polskiego” i innych ułomnościach naszego sytemu prawa, w którym mogą funkcjonować nieuczciwi przedsiębiorcy w rzeczywistości nie oferujący żadnych usług. Nie do końca zgadzam się z taka oceną.
Owszem, jeśli ktoś już spełnił świadczenie na podstawie faktury, którą otrzymał za rzekomo wykonaną na jego rzecz usługę, to jego sytuacja na gruncie prawa cywilnego jest trudna. Pozostają roszczenia z ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, powództwo o zwrot bezpodstawnego wzbogacenia czy też o unieważnienie umowy. Jakiej kwalifikacji prawnej by tu nie zastosować, wszystko to robi się nieopłacalne (stosunek kosztów postępowania do wartości roszczenia), zwłaszcza, że na końcu nie czaka rzetelny kontrahent i można w ciemno zakładać, że będzie ciężko z egzekucją. Tylko kto spełnia świadczenie bez głębszej analizy tego jaka była jego podstawa prawna ? Jest to możliwe albo z uwagi na rzeczywisty brak rzetelności, ale z uwagi na skalę przedsiębiorstwa. Dziś przeciętny przedsiębiorca powinien być dużo bardziej wyczulony w momencie dokonywania przelewu.
Jeśli świadczenie nie zostało jednak spełnione to mamy cały zakres możliwości, by przeciwstawić się ewentualnym roszczeniom na drodze postępowania sądowego (wady oświadczenia woli, nieważność umowy z uwagi na sprzeczność z zasadami współżycia społecznego, brak ekwiwalentności świadczeń, itp.). O ile w ogóle do takiego sporu dojdzie, gdyż większość tego typu spraw nie trafi za pewne na drogę postępowania cywilnego, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy złożenie sprzeciwu od nakazu zapłaty wydanego w elektronicznym postępowaniu upominawczym powszechnieje i o tym jak proste jest to działanie można przeczytać na wielu stronach internetowych (nawet jeśli odbiorca nakazu nie ufa treści pouczenia na nim zamieszczonej).
Poszukać „świętego spokoju”
Okazuje się, że największym powodem ulegania żądaniom zapłaty „fikcyjnych faktur” jest jednak olbrzymia obawa przed informacjami naruszającymi dobre imię przedsiębiorcy. Znacznie może mieć publikacja danych na giełdzie długów, informacja o nierzetelności opublikowana na stronie www o stygmatyzującej domenie itp.. Pytanie tylko czy rzeczywiście można jakoś walczyć z takim przejawem naruszenia dóbr osobistych. Żyjemy w czasach, w których Internet już dawno zamienił się w wielki śmietnik informacji, których nikt nie jest w stanie kontrolować.
Prawo cywilne pozwala na kierowanie roszczeń w przypadku naruszenia dóbr osobistych – co z tego , skoro, by z nich korzystać musimy mieć do czynienia z przeciwnikiem, który gra na rynku według tych samych zasad i obawia się podobnych konsekwencji. Musi być to przeciwnik, który przynajmniej w założeniu chce funkcjonować na rynku legalnie.
Wychodzi na to, że jeśli przedsiębiorca padł ofiarą wprowadzających w błąd działań to przede wszystkim powinien zachować spokój –
-spokój w pierwotnej analizie swojej sytuacji, by powstrzymać się przed kliknięciem i spełnieniem świadczenia;
-spokój w przekonaniu do swoich racji, by ignorować wszelkie działania windykatorów, spamujące wezwania i telefony;
– spokój w oczekiwaniu na wykreowane powództwo, które prawdopodobnie nigdy nie będzie miało miejsca i
– spokój w momencie konfrontacji z informacjami, które naruszają jego dobre imię, a które dla rzetelnych i normalnych kontrahentów nie mają po protu większego znaczenia.